A ty, do którego domu należysz?

sobota, 16 maja 2015

Rozdział 7



VII Stary Ślizgon


Rose czuła presje. Przyjaciele wpatrywali się w nią. Od godziny ćwiczyli w kącie biblioteki odgrodzeni torbami i książkami od reszty świata.
 - Wingardium Leviosa!
     Efekt: bez zmian.
 - Spokojnie – powiedział Scorpio – musimy po prostu dłużej ćwiczyć.
     Zielone oczy wypatrywały wczorajszej złości, ale spotkały tylko znajome ogniki. Uśmiechnęła się.
 - Właśnie na coś wpadłam – krzyknęła Raquel. Ślizgon i Gryffonka spojrzeli na czarnowłosą przyjaciółkę. – Może zabieramy się do tego od złej strony.
     Widząc zdziwione miny kolegów dodała:
 - Bo to może złe zaklęcie? Za trudne dla Rose.
     Ruda się ożywiła.
 - Tak. Raq, masz rację.
 - Zaklęcie lewitacji to jedno z najprostszych, – ale po chwili dodał widząc minę Rose, – ale co proponujesz?
     Czarnowłosa zaczęła wertować „Wewnętrzną energią magiczną z Parteliuszem Bamber”. Zatrzymała się na osiemdziesiątej pierwszej stronie.
 - Scorpio, ile energii zużyjesz na podniesienie piórka bez użycia magii?
     Chłopiec spojrzał na koleżankę.
 - Eee… Mało…
 - Właśnie, a na rzucenie piłki?
 - Raquel – wtrąciła się Rose, – do czego dążysz?
     Scorpio ożywiony wstał na równe nogi.
 - Więcej, ale pomimo to i tak będzie łatwiej rzucić piłką. Jesteś genialna.
 - Wiem, ale lubię jak ludzie mi to mówią – powiedziała z przekąsem Krukonka.
 - Rose, masz energię, której nie potrafisz wydobyć. To jest problem. Robiliśmy wszystko na odwrót. - Rose uśmiechnęła się tak promieniście jak jeszcze nigdy. To był uśmiech nadziei. Raquel kontynuowała. – Wydaje się, że tu nie chodzi o energię magiczną, ale o skupienie. To tak, jaki z piórem: zużyjesz mało siły i energii, ale i tak ci się nie uda go przenieść, bo jest lekkie. Musisz się skupić na piórku, a nie na sile. To wszystko jest tu napisane.
     Scorpio wziął książkę od koleżanki i zaczął czytać na głos.
„Dlatego często mylimy złego czarodzieja z roztrzepanym. Niektórzy z nas po prostu mają do tego tzw. dryg; potrafią połączyć energię magiczną z siłą umysłu, która często, a nawet praktycznie zawsze, jest ważniejsza niż energia magiczna. Przez to możemy podzielić czarodziei na dwie grupy. Pierwszą: czarodziei, którzy są w stanie wykorzystać całą swoją wewnętrzną energię magiczną; drugą: czarodziei, którzy tłumią ją w sobie.
To, w której jesteś zależy tylko od potocznie nazywanego: skupienia.
Grupa druga, bo pierwszej nie będę opisywał, magazynuje energię. To z kolei ma dwie strony medalu. Zatrzymywanie energii będzie uciążliwe w codziennym życiu, czasem nawet niemożliwe, jednak jest to opcja bezpieczna dla środowiska. Problem zaczyna się, kiedy czarodziei lub czarownica przeżywa coś wewnętrznie (tj. strach lub zdenerwowanie). Wyzwalane są wtedy pokłady energii kumulowane przez nawet dziesiątki lat (!)
Podmiot „wybucha” przez totalne skupienie na przedmiocie np. strachu i odłącza się od rzeczywistości, wybuchając jak hipernowa, co może mieć niezupełny, inny lub nawet odwrotny skutek niż zamierzony.

Tak, więc problemem najczęściej jest okiełznanie energii skupiając się na niej i na przedmiocie. (Zob. str. 98 Obiekt czarowny i czarowany.) Jest też opcja, której każdy z nas się boi, którą z tego samego powodu opisałem na końcu, coś straszniejszego dla potencjalnego czarodzieja niż wilkołactwo czy wampiryzmem. Słowo, którego boi się większość naszego…”
     Scorpio wpatrywał się w ostatnią linijkę tekstu z czystą nienawiścią na autora i Raquel. Dlaczego? Wiedział jak zareaguje Rose.
     Ciszę przerwał brunet, na oko z trzeciego roku, ubrany w szatę Gryffindoru i nalepką Prefekta na piersi.
 - Ty jesteś Malfoy? – Spytał bez zbędnego „cześć”.
 - Tak – odpowiedział młody Malfoy, – o co chodzi?
„ Spadłeś mi z nieba” – dodał w myślach.
     Brunet przeleciał wzrokiem zgromadzenie. Pierwszoklasiści, w kącie biblioteki, siedzieli ze zmęczeniem na twarzy i wyciągniętymi różdżkami sprawiając wrażenie jakby się uczyli.
 - Lubicie Bamber’a? Powinniście przeczytać „Opowieści z Wielkiej Puszczy”
 - Dzięki, skorzystamy. –Zaszczebiotała Raquel.
        Jej wypowiedź spotkała się z dezaprobatą Ślizgona, który wysłał Raquel spojrzenie mówiące „Zamknij się”.
 - Jest trochę kontrowersyjny.
        Raquel zmarszczyła brwi.
 - Moim zdaniem ma poglądy, które są inne niż innych. Dla tego nazywają go kontrowersyjnym.
 - Moim zdaniem przesadza i wyolbrzymia niektóre rzeczy, które w ogóle nie są istotne.
 - No cóż, niektórzy nie mają po prostu wyczucia, ale wiesz to cecha wszystkich chłopców.
        Scorpio otwierał już usta, żeby odpowiedzieć Raquel, ale Prefekt Gryffindoru był szybszy.
 - Mam zaprowadzić cię do profesor McGonagall.
        Ślizgon wstał i poszedł za Prefektem. Krukonka śledziła go wzrokiem, aż zniknął jej z oczu. W tym czasie Rose chwyciła książkę i przeczytała ostatnie zdanie. „Słowo, którego boi się większości naszego społeczeństwa brzmi Cha…”
        Blada dłoń wyszarpnęła Gryffonce książkę zanim ta zdążyła się zorientować, co się dzieje.
 - Koniec zajęć.
Raquel wsunęła książkę do plecaka i udała się do wyjścia.
 - Za chwilę obiad. Spotkamy się w Wielkiej Sali.
        Rose kiwnęła głową, ale nie była głodna. W momencie, w którym przyjaciółka zniknęła za drzwiami biblioteki, popędziła do regału z eliksirami i zaczęła wertować strony tak samo blade jak jej skóra.

***

        Max, bo tak nazywał się Prefekt Gryffindoru, zaprowadził Scorpio pod posąg Chimery i powiedział hasło, które było tytułem jakieś książki. Niestety niezapamiętanej przez Scorpiusa. Hasło było poprawne, więc Chimery odsłoniła schody do gabinetu dyrektorki i Ślizgon wszedł do środka.
 - Mama?! Tata?!
 - Wypada najpierw powiedzieć „Dzień dobry”.
„Cała McGonagall, zawsze wszystko na sztywno” pomyślał sobie Scorpio. Kobieta siedziała za pięknym, masowym biurkiem z ciemnego drewna.
 - Dzień dobry – powtórzył za nią z przepraszającym uśmiechem.
        Kobieta uśmiechnęła się za okularów połówek. I zaczęła coś kreślić na kawałku kartki. Scorpio odczytał tylko: „[…] o 5 będziemy.” Profesorka wręczyła liścik swojej brązowej sowie, która odleciała nie pytając o adres.
 - Synku…
        Matka, wysoka kobieta o długich włosach, przytuliła syna.
 - Ja i tata – Ojciec wstał jak na zawołanie wstał z fotela i kucnął przed synem razem wraz z żoną. W ten sposób młody Malfoy patrzył na nich z góry. Draco Malfoy odruchowo poprawiał szatę syna – chcemy ci powiedzieć jak bardzo jesteśmy z ciebie dumni.
 - Ja bardziej – zażartował pan Malfoy.
        Światło padające przez okno rozmyło pozorne podobieństwo Scorpiusa do Dracona. Starszy Malfoy miał szarą twarz. Taką jak człowiek, który się nie wyspał. Uśmiechał się delikatnie. Był chudym mężczyzną o wąskich barkach. Młodszy miał bledszą skórę od ojca. W tym świetle zdawała się być rozświetloną, nie szarą. Uśmiechał się radośnie, z dziecinną beztroskością odsłaniając zęby. Ktoś mógłby nawet powiedzieć, że przesadnie. Miał już prawie dwanaście lat, ale już było widać, że budowę ciała odziedziczył po rodzinie matki. Nie był chudy jak Dracon. Miał szersze ramiona i biodra od ojca.
 - Momencik.  Dla czego jesteście ze mnie dumni?
        Państwo Malfoy spojrzeli po sobie ze zdziwieniem. Ojciec wstał. Profesor McGonagall zaczęła pospiesznie rozjaśniać sytuacje.
 - Chodzi o test, który przeprowadzała profesor Hitch jakiś czas temu.  – Scorpio nadal pamiętał elektrus, który wyglądał jak płonący kwiat – wykryto u ciebie złotą krew, co automatycznie świadczy o przyjęciu do Bractwa Złoto Krwistych. Potrzebna nam zgoda rodziców. Dlatego na ceremonię pójdziemy razem.
        Scorpio przestał oddychać. Gdyby nie był taki blady to zbladłby jeszcze bardziej.
        Ze strachu? Z nerwów? On sam nie wiedział. Zesztywniał. Astoria natychmiast to zauważyła. 
 - W porządku?
        Porządek był tu nawet niewskazany.
 - Zgodziliście się?
 - Oczywiście – powiedział ojciec patrząc na syna jak na jakiś niepotrzebny przedmiot, trzymany w domu przez wiele lat, który trzeba zniszczyć przed wyrzuceniem, – ale nie oficjalnie.
        Chłopiec znał ten wzrok. Przełknął ślinę. Nazwał to w głowie stanem sztucznego pośpiechu.  Kiedy spieszył się, żeby zakończyć rozmowę.
        Ostatnio widział go takiego na ulicy Pokątnej w sklepie z różdżkami.
 - Łał…
 - No całkiem niezła – przyznał wtedy ojciec.  – Z czego jest zrobiona?
 - Zawiera włos jednorożca, a dre…
 - Odpada weźmiemy tą pierwszą.
 - Ale tato!
 - Chodź Scorpiusie, mama czeka z obiadem.
        I wyszli nie rozmawiając z inną różdżką niż była potrzebna. W tedy też coś ukrywał. Jak teraz.
        Weszli do ogromnego kominka, a profesor krzyknęła:
 - Do Smoczej Groty. 

Złoto Krwista

3 komentarze:

  1. Jeśli chodzi o interpunkcję jest bardzo dobra. Używasz wiele przecinków -nie da się zgubić. Aczkolwiek zdania mogły by być trochę dłuższe, w sensie nie dialog lecz sam opis bardzo go mało w większości tylko dialogi. Ja bardzo cenie se opisy :) Opowieść bardzo ciekawa i liczę na więcej.
    Pozdrawiam :D

    PS. Jeśli chodzi o to jak piszemy "poza" razem czy osobno to nie wiem :( jestem z tego słaba a komputer zalicza i w takie formie i takie nic nie podkreśla więc nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Postaram się bardziej opisywać miejsca. Co do poza czy po za to spytam się mojej polonistki XD Może ona powie nam coś mądręgo....

      Złoto Krwista

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń